W sobotę o godz. 14 w meczu 12. kolejki Ekstraligi rugby Ogniwo Sopot zagra w Poznaniu z tamtejszą Posnanią. W naszej drużynie mamy wielkopolskiego rodzynka (czy wręcz „Pyrę” jak o sobie mówi) – jest nim Filip Rau. Z tej okazji przybliżamy Wam postać młynarza Ogniwa rodem z Poznania w krótkim wywiadzie.
Jaka była twoja droga do rugby i dotychczasowy przebieg kariery?
Filip Rau, młynarz Ogniwa Sopot: – Tak jak w większości przypadków w naszej dyscyplinie droga wiodła szlakiem rodzinnym. Mój tata kiedyś grał, poza tym moja rodzina była mocno związana z klubem Posnania Poznań. Pojechałem z tatą pokopać piłkę, gdy grał z oldboyami, a obok trwał trening. Trener Krzysztof Baraniecki zapytał czy nie chcę spróbować i tak już zostałem przy rugby, to było prawie 30 lat temu.
Twoją drogę już znamy, a jak się przeważnie trafia do rugby w Poznaniu?
– Jak w każdym większym mieście – przez przypadek lub w trakcie zajęć pokazowych. Niestety nasza dyscyplina wciąż jest mocno niszowa, a polski sport młodzieżowy jest mocno zdominowany przez piłkę nożną. Szkoda, bo rugby ma do zaoferowania o wiele więcej jako dyscyplina dla młodzieży. U nas każde dziecko się odnajdzie na boisku niezależnie od postury, duże zróżnicowanie zadań na boisku wymaga różnych predyspozycji. Najważniejsze jest to, że uczysz się współpracy na boisku, pracy w zespole jak i odpowiedzialności za kolegów z drużyny.
Jak trafiłeś do Ogniwa Sopot?
– Serce nie sługa! (śmiech). W Trójmieście poznałem moją żonę, która mieszkała w Gdyni, poznałem ludzi podczas jednego z turniejów plażowych. Najpierw jeździłem co tydzień, potem zapadła decyzja o przeprowadzce. Miałem wtedy krótką przerwę od grania, pochłonęły mnie ślub, narodziny pierwszego syna, ale nie mogłem za długo usiedzieć w fotelu. Oglądając Six Nations poczułem, jak mi brakuje rugby i następnego dnia zapytałem, kiedy są treningi. I tak oto jestem tu już od 2009 r.
Jaki będzie dla ciebie mecz z macierzystą Posnanią? Taki jak wszystkie inne ligowe czy wyjątkowy?
– Zawsze do Poznania wracam z sentymentem. Mam mnóstwo wspomnień rodzinnych, no i tutaj stawiałem pierwsze kroki jako rugbista: żak, młodzik, junior i senior. Zawsze na trybunach znajdzie się jakiś „miły” głos z poradą od starszych kolegów.
Czym się zajmujesz na co dzień?
– Jestem szefem sprzedaży, kreuję rozwiązania dla największych firm w zakresie komunikacji zdalnej. W trakcie jednego z finałów nasza firma @livewebinar (https://livewebinar.com) wspierała przygotowania do decydującego meczu. No i najważniejsze: staram się wychować dwóch fantastycznych chłopaków, aby wyrośli na wartościowych ludzi.
Co w twojej dotychczasowej przygodzie z rugby było największym sukcesem?
– To więzi jakie zostały zbudowane na boisku i poza nim. Miłym dodatkiem i uhonorowaniem ciężkiej pracy w trakcie treningów i meczów są zdobyte przez nas tytuły oraz ścieżka którą przeszliśmy jako drużyna od I ligi do tytułów mistrza Polski.
Jakie masz cele sportowe krótko- i długoterminowe?
– Długoterminowych nie mam wiele, nie może być inaczej w przypadku zawodnika, który myśli już raczej o zawieszeniu butów na kołek. W końcu w tym roku kończę 40 lat. Marzę o tym, by zakończyć sezon z medalem najlepiej w kolorze złotym, uważam, że mamy na to bardzo duże szanse. Krótkoterminowo myślę o sprintach między meczami i jak najlepszym przygotowaniu do każdego z nich z uwzględnieniem wymagań jakie może postawić przeciwnik i analizy jego słabych/mocnych stron.