Mecz ze Skrą Warszawa zapowiadany jako hit rundy jesiennej nie rozczarował. O wyniku zadecydowało ostatnie zagranie spotkania.
Już od dłuższego czasu pojedynek faworytów do Mistrzostwa Polski elektryzował kibiców. W Sopocie stawił się zespół, który deptał po piętach mającym perfekcyjny bilans gospodarzom. Skra tydzień wcześniej zdemolowała u siebie wciąż mocną drużynę Master Pharm Rugby Łódź, a to musiało budzić respekt.
Już od pierwszych minut widać było, że na stadionie Edwarda Hodury pojawił się klasowy zespół. Przewaga optyczna należała do gości, a co gorsze już na początku spotkania plac gry z powodu urazu opuścił Mateusz Mrowca. Grający z wielkim animuszem warszawiacy wyszli na prowadzenie po karnym Daniela Gduli. Wyrównał w taki sam sposób Paul Walters. Inicjatywa nadal należała do Skry i w jej efekcie pierwsze przyłożenie zdobył Vaha Hailafonua. Tongijczyk wykazał się w swojej indywidualnej akcji najwyższym kunsztem technicznym i szybkością. Prowadzenie Skry kolejnym karnym powiększył Gdula i do przerwy Ogniwo przegrywało 3:13.
Druga połowa z perspektywy Ogniwa zapowiadała się jako wielkie wyzwanie. W pierwszej, akcje ofensywne sopocian zostały ograniczone do minimum. Na dodatek to Skra wyprowadziła kolejny, skuteczny cios. Tym razem na sopockim polu punktowym zameldował się Gdula, który też podwyższył. W 70. minucie sopocianie przegrywali 6:20 i nie pozostało im nic innego jak ruszyć do frontalnej ofensywy. Młyn dyktowany to jeden z elementów, w którym podopieczni Karola Czyża radzili sobie dobrze od samego początku meczu. I właśnie dzięki akcji młyna sędzia przyznał gospodarzom karną siódemkę. To dodało energii zarówno zawodnikom, jak i publiczności. Kolejna akcja młyna i Jan Mroziński wprawia trybuny w euforię. Podwyższenie Waltersa było skuteczne i w 80. minucie był remis 20:20. W końcówce poziom emocji osiągnął apogeum. Gdy Daniel Gdula egzekwował rzut karny z dogodnej pozycji wydawało się, że zwycięstwo pojedzie do stolicy. Pomyłka łącznika ataku Skry dała sopocianom szansę na ostateczny cios. Po raz kolejny w rucku lepiej zachowali się sopocianie i chwilę przed kończącym gwizdkiem uzyskali rzut karny ok. 40 metrów od bramki. Podstawkę ustawił Paul Walters i po długim locie jajo wylądowało między słupami. Szał radości, porównywalny do tego z czerwca 2019 ogarnął stadion im. Edwarda Hodury. Ogniwo Sopot dzięki pokonaniu bezpośredniego rywala umocniło się na pozycji lidera tabeli Ekstraligi.
Ogniwo Sopot – Skra Warszawa 23:20 (3:13) (Jasiński, Jastrzębski, Macoń)
Punkty: Walters 11 (3K, 1Pd), Mroziński 5 (P), karna 7 – Gdula 15 (1P, 2K, 2Pd), Hailafonua 5 (P)
OGNIWO: Fidler (67′ Kavtaradze), Burek (58′ Rau), Bysewski (41′ Marcin Wilczuk) – Anuszkiewicz (41′ Tsivtsivadze), Krawiecki (49′ Mroziński) – Powała-Niedźwiecki, Graban, Piotrowski – Plichta – Walters – Czasowski, Piotrowicz, Mrowca (6′ Olszewski), Poźniak – Grundlingh (67′ Mariusz Wilczuk)
SKRA: Kostałkowski, Maciejewski, Raimona (57′ Kosiorek 82′ Vorster), Janeczko (75′ Matusewicz), Gołuchowski (72′ Banasiak), Majcher (57′ Shalaiev), O’Neill, Cal, Król, Gdula, Kasiński, Hailafonua, Matysiak, Pasicznik, Fihaki (82′ Żółtowski)