Tom Fidler jest od ponad trzech sezonów zawodnikiem Ogniwa, a teraz został trenerem „Dumy Sopotu”. W inauguracyjnym wywiadzie przedstawia swój plan na rozgrywki Ekstraligi rugby w sezonie 2023/24. Jest też cytat z Żelaznego Mike’a Tysona. Zapraszamy do przeczytania wywiadu i na mecze Ogniwa Sopot w sezonie 2023/24. Pierwszy z nich już w sobotę, 12 sierpnia o godz. 16 rywalem będzie beniaminek rozgrywek Ekstraligi, drużyna KS Budowlani Łódź.
Gratulujemy nominacji na pierwszego trenera Ogniwa Sopot. Proszę przybliżyć kulisy procesu rekrutacji na to stanowisko.
Tom Fidler, trener Ogniwa Sopot: – Po raz pierwszy ta propozycja padła ze strony zarządu po meczu z Budo2011 Aleksandrów Łódzki u nas na wiosnę w Sopocie. To była dla mnie niespodzianka, ale długo się nie zastanawiałem. Od kiedy zacząłem grać w rugby marzyłem, aby przekazać wiedzę, którą zgromadziłem przez wiele lat uprawiania ukochanego sportu. Nie spodziewałem się, że tak szybko zostanę pierwszym trenerem.
Czyli nie było tak, że jako asystent Karola Czyża byłeś szykowany na przejęcie roli pierwszego trenera w kolejnym sezonie?
– Gdy zostawałem asystentem Karola Czyża była mowa jedynie o byciu trenerem formacji młyna. Cały proces był dla mnie dość zaskakujący, a zwłaszcza to jak szybko wszystko się wydarzyło. Pamiętam jak Radek Bysewski odbierał mnie z lotniska kilka lat temu, gdy przybywałem do Trójmiasta, mówiąc że zostanę trenerem Ogniwa Sopot, ale on lubi żartować (śmiech).
Tak jak wspomniałeś, sezon 2022/23 spędziłeś jako asystent trenera Czyża, odpowiedzialny za formację młyna.
– Poprzedni rok wiele mnie nauczył i pozwolił zrozumieć o wiele lepiej rolę trenera. Bycie pierwszym trenerem to wielkie wyzwanie, zwłaszcza że dla zdecydowanej większości zawodników byłem kolegą z szatni jeszcze niedawno. Jestem pewien, że podczas sezonu będę musiał podejmować wiele trudnych decyzji, ale myślę że jestem na to gotów. Podsumowując żartobliwie – największym dla mnie wyzwaniem będzie przesiąść się z tyłu na przód autokaru podczas podróży na mecze wyjazdowe.
Jak przebiegały przygotowania do sezonu?
– Wróciliśmy do treningów siedem tygodni temu, początkowo skupiając się na mocnych zajęciach wytrzymałościowych. Potem pracowaliśmy nad strukturą naszej gry. Pracowaliśmy również na plaży, wykorzystując jej bliskość, czego nie ma ligowa konkurencja poza Arką Gdynia i Lechią Gdańsk. Ostatnie dni to skupienie na pierwszym meczu w sezonie, w sobotę 12 sierpnia o 16 podejmiemy beniaminka Ekstraligi, KS Budowlanych Łódź.
Którzy zawodnicy opuścili drużynę Ogniwa Sopot?
– Stanisław Powała-Niedźwiecki został trenerem w Lublinie, trzymamy za niego kciuki i ostrzymy sobie zęby na nasze spotkanie na boisku. Łukasz „Chińczyk” Anuszkiewicz zakończył karierę. Vaha Halaifonua zakończył wypożyczenie i wrócił do Skry. Keith Chiwara i Wayne Smith wrócili do Afryki Południowej.
Sporo tych ubytków, a czy są jakieś wzmocnienia?
– Przyszedł do nas Jordan Tebbatt – to młody zawodnik, ale już doświadczony, reprezentant Polski. Nie ukrywam, że trochę maczałem palce w transferze tego zawodnika, który występował na wysokim poziomie w Anglii. Bardzo się cieszę, że jest z nami.
Czy coś cię zaskoczyło w pracy pierwszego trenera Ogniwa Sopot?
– Widziałem z bliska pracę trenera Karola Czyża, ale co innego widzieć a co innego samemu czegoś doświadczyć. Obowiązki trenera rugby w polskiej Ekstralidze nie ograniczają się do boiska, to również rozmowy z zarządem i z zawodnikami. Każdy dzień jest dla mnie nauką. Sztab trenerski poza tobą składa się z czynnych wciąż zawodników. Formacją ataku zajmują się Wojciech Piotrowicz i Adrian Toko Seerane. – Obaj robią świetną robotę, już wcześniej byliśmy dobrymi przyjaciółmi, a wspólna praca jeszcze te więzy wzmacnia. Wojtek bardziej zajmuje się skrzydłowymi, a Toko przy centrach ataku i off loadzie. Praca z nimi jest przyjemnością, ale wszystko wyjdzie w praniu w rozgrywkach ligowych. Jak powiedział Mike Tyson – „każdy ma plan, dopóki nie dostanie pięścią w twarz”.
Czy funkcja trenerska będzie oznaczać mniej czasu na boisku dla zawodnika Toma Fidlera?
– Nie chciałbym, żeby tak się stało, nie wyobrażam sobie, abym miał zawiesić buty na kołku i przestać robić to co kocham właśnie teraz. Sylwek Gąska, Kacha Kawtaradze i ja wciąż stanowimy bardzo zgraną pierwszą linię młyna. Chcę każdemu z zawodników dać szansę, chcę aby na treningach trwała rywalizacja. Nikt nie będzie miał abonamentu na grę, nowy tydzień będzie oznaczał nowe rozdanie podczas sesji treningowych, tak aby podczas meczów jak najmniej rzeczy nas zaskakiwało.
Od kilku lat jesteś również podporą pierwszej linii młyna w reprezentacji Polski, przypomnij nam proszę swoje polskie korzenie.
– Mój dziadek ze strony mojej matki był Polakiem, nazywał się Ludwig Duy. Pierwszy mój mecz dla Polski to spotkanie przeciw Niemcom na stadionie ŁKS w 2019 r. Gra dla reprezentacji Polski to niesamowita przygoda, jestem szczęśliwy, że mogę to robić.